niedziela, 19 stycznia 2020

Alpy 2019

Kiedy w pod koniec czerwca 2019 roku oglądałem wspomnienia z ubiegłorocznej podróży do Stambułu, przywołałem pozytywne wspomnienia z tych 9 dni w siodle. Siedziałem wtedy smutny i niepewny, co wydarzy się w tym roku, ponieważ w dalszym ciągu miałem problem z motocyklem.

Po opisaniu mojego kłopotu Piotrkowi z forum F800GS, F850GS, ten dał mi numer do człowieka, który bez cienia wątpliwości jest godny zaufania i za punkt honoru stawia sobie znalezienie usterki w motocyklu. Zadzwoniłem, pojechałem, poczekałem. Czekałem długo. Roman już się prawie poddał, ale znalazł. Źle złożony rozrząd, nierówno pracujący silnik, przekrzywienie zaworów (4/4). Kosmos. Kosmos, bo drogo. Kosmos, bo otarłem się o wymianę silnika. Kosmos, bo ktoś zepsuł mi zdrowy motor. Kosmos w końcu, bo po stosownych wymianach, wszystko zadziałało i działa.

Dziękuję Piotrek, dziękuję DrJohan - bez Was nie byłoby kolejnego wyjazdu.


W międzyczasie, tuż po powrocie z Bieszczad, mając w pamięci jak mocno burze wywarły piętno na mojej psychice, byłem zdeterminowany do zakupu nowych spodni z lepszą membraną. Już praktycznie jechałem do ATM Motocykle po nowe portki, ale otrzymałem mail od SPIDI, że zostałem wybrany do kampanii TestAndRide2019. Przyznam szczerze - nie dawałem sobie zbyt wiele szans na na kwalifikacje do testu po wysłaniu swojego zgłoszenia.
 Po kontakcie z Motopublica Warszawa odebrałem swój kombinezon Spidi 4Season. W nim przyszło mi przemierzać górskie szlaki Alp. Na test i wrażenia z użytkowania kombinezonu przyjdzie czas - ocenie go pod koniec sezonu, kiedy doswiadczę jazdy w chłodniejsze dni.

Mój plan to brak planu. Dołączyłem w ostatniej chwili załatwiając sobie urlop do dobrze znanego kolegi Pawła . Cel podróży: Słowenia, Włochy, Austria, Czechy. Czas: 6 dni. Dystans: około 2800 km.

Dzień 1. Przelot.
Pobudka o 4:30 nigdy nie należy do przyjemnych. Po zjedzeniu śniadania, które wpychałem na siłę,p bliskich i wsiadłem na motur. Na umówionej stacji spotkałem kompana podróży. Zerowanie baków (dotankowanie) śniadanie, kawa i w drogę.
 Sprawny dojazd do granicy czeskiej, następnie przelot przez Austrie. Od wysokości Wiednia towarzyszył nam deszcz.
 Dobrze mieć oczojebne przeciwdeszczówki z Decathlonu. Dobrze zaimpregnować szybę wizjera tzw. "niewidzialną wycieraczką" - bardzo poprawia to widoczność w trakcie jazdy w deszczu. Krople pod wpływem wiatru same "uciekają" z wizjera. Dobrze jest wyregulować pinlock.



Po około 900km dojeżdzamy do celu - Bled w Słowenii. Spimy w hostelu "Travellers Heaven"w,  6-cio osobowym dormie koedukacyjnym. W tym internacjonalnym zaduchu (o nie! komary!!!) spędzamy noc. Pokój trefny, ale szefowa przybytku i obsługa dzielna i pomocna. Udostępniono nam zadaszoną wiatę do zaparkowania motocykli, żeby nie mokły.





Dystans: 900 km




Dzień 2.
Jezioro Bled jest cudem natury. Objechaliśmy je tego dnia kilka razy.


Fotki z prawej, z lewej, z góry, z dołu. Obłędnie czysta i przejrzysta woda, zamek na skale i okoliczności przyrody tworzą to miejsce bardzo fotogenicznym. Co ciekawe, jest to "Dron Free Zone" - zakaz lotów dronami. Szanuję.
Kręcimy się dzisiaj po Trygławskim Parku Narodowym. Główną atrakcją był wodospad Slap Savica.
Wyjście na góre w pełnym rynsztunku motocyklowym w wysokiej temperaturze było wyzwaniem, ale odrobina ruchu nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a widok  rekompensował trudne podejście.






Po zejściu do motocykli  obieramy azymut na drogę 905 i 907 i docieramy na Przełęcz Mangart (po drodze jedziemy trasą 206, odcinek między Krnicą, a Trentą zasługuje na uwagę każdego motocyklisty). Wjazd jest ciasny i stromy, kto ma lęk wysokości ten może napotkać na swojej drodze problemy. Na ostatnim etapie wjazdu trafiamy na znak  zakazu, ze względu na osówisko. Nie było żadnego dziada - strażnika, wiec ruszyliśmy ku szczytowi. Pogoda była wspaniała, po południu nie było tłumów.





 Tego dnia mieliśmy spać na dziko przy Lago de Predil, ale lokalny parkingowy przekonał nas, zeby szukać kempingu. Dzień później miała tam odbyć się duża impreza plenerowa, a widmo mandatu między 100 a 500 Jurków szybko zweryfikował nasze plany noclegowe.

 Trafiamy do Natura Camp w Słowenii (Kranjska Gora). Jest drogo, ale czysto i blisko natury. Pawłowi zerwała się linka klamki sprzęgła, naprawił ją za pomocą zestawu naprawczego i mogliśmy jechać następnego dnia bez stresów.
Wielokrotne próby zrobienia nocnych zdjęć legły w gruzach. Szybko poszliśmy spać. Dystans około 300km wszedł dobrze "w nogi".


Dzień 3.
Z Kranskiej Gory kierujemy sie w Dolomity, zahaczając o Planicę. Po wykonaniu pamiątkowej fotografii przy skoczni narciarskiej, gdzie wielokrotnie latał Orzeł z Wisły - Adam Małysz, narodziła się myśl, żeby zaliczać skocznie Pucharu Świata FIS.


Tego dnia wykonaliśmy część "Sellarondy" pokonując następujace przełęcze:

  • Passo di Mauria
  • Passo Tre Croci 
  • Passo di Giau
  • Passo Pordoi
  • Passo Sella
  • Passo Gardena
  • Passo Furcia




Przyznaję, że od tych zakrętów czułem się jak na rollercosterze. Dziś przejechaliśmy kolejne 300km.






Śpimy na bardzo komfortowym kempingu Antholz, tuż przy granicy z Austrią.
Piwo dawno nie smakowało tak dobrze.


Dzień 4.
Wstajemy o 07:00, zbieramy się, składamy namioty, przygotowujemy do kolejnego dnia na motocyklach. Dziś plan to Grossglockner Pass, ale wcześniej zatrzymujemy się przy jeziorze Anterselva. Tam szybka kawa i jagodzianka, a potem sesja zdjeciowa przy tym urokliwym miejscu. Chciałoby się zatrzymać czas. Ławka ze zdjęć znajduje się przy Platz am See .

 Następnie kierujemy się wąską drogą leśną na Passo Stalle.a Ruch jest kierowany przez sygnalizację świetlną, warto przeczytać kiedy przejazd jest otwarty, żeby nie prowokowac niepotrzebnego postoju.

Na pierwszym zakręcie Paweł nie dohamował i zaliczył pobocze. Na szczęście nic się nie stało. Skończyło się tylko na awaryjnym hamowaniu na śliskich kamieniach. Dobrze, ze kierowca RT'ka jadący za mną wykazał się refleksem. Mogła zrobić się z tego niepotrzebna kolizja.

Dalszy przejazd bez stresów i przygód. Przemierzając górskie miasta natrafiamy na korki, nic dziwnego - poniedziałek. Jedziemy chwilę z grupą włochów na GS'ach, którym pokazuje jak jeździ się w ciasnym środowisku miejskim. Chłopaki odpuszczają. Motocykl Pawła strzela fochy. Wariuje termostat. Co chwile zatrzymujemy sie, bo nie ma żartów. Do domu daleko, a nie chcemy przegrzać silnika. Vstrom Pawła, zwany pieszczotliwie "Babcią" ma już za sobą ponad 100kkm. Według licznika. Ile ma na prawdę, wie tylko sama "Babcia".
Dojezdzamy do "Glocka". Płacimy wjazdówę 26 Jurków. Wjeżdzamy za bramkę. Dużo motocyklistów. Zdziwieni? Absolutnie.




Droga jest fajna, ale łatwa, biorąc pod uwagę trasę jaką jechaliśmy przez ostatnie dni. Czytając relacje na forum "Motocyklem po Polsce i Europie" spodziewałem się czegoś wiecej. Widok fajny, asfalt dobry, ale podszedłem do tego jakoś bez emocji.


Nocleg zaplanowaliśmy w okolicy Attersee - malowniczego jeziora. Objechaliśmy 5 kempingów, nie znajdujac żadnych wolnym miejsc. W dodatku zauważyłem brak świateł mijania w Vstromie Pawła. Klasyczna usterka z kostką za chłodnicą. Do zrobienia w godzinę, ale na "świeżej głowie"i w świetle dziennym.
Pojawia sie stres. Nie ma spania, nie ma świateł, zaczyna robić się ciemno. Obaj nie jesteśmy orędownikami jazdy nocą, w nieznanym terenie. Szukamy na booking.com. Najbliższy "penzionhotel" w Wels - jakieś 30 minut jazdy. Jade pierwszy, a Paweł za mną, na drogowych. Ło Panie co to była za dystkoteka. Wjeżdzamy na autostrade, nikt na nas nie mruga. Spoko. Dojeżdzamy do lokalizacji według google. Na miejscu hotelu widnieje jakas stara, zamknięta stacja z kebabobarem.
Objezdzamy jeszcze raz. Jest ciemno, jesteśmy zmęczeni, dobrze, ze nie pada. Podjezdzamy do czegos co mogło być hotelem. Przed lokalem czerwono-różowe swiatła i miś. Jak wygląda miś? Jak dwa razy ja + 3 głowy wyższy. Okej, bordello bum-bum. Nie ten adres.
Sprawdzamy adres jeszcze raz, na autopilocie kierujemy sie do pensjonatu prowadzonego przez parę Rumunów. Pokoje czyste, poniżej bar. Poznajemy Serba jeżdżącego na AfricaTwin.
Mycie, piwo i do spania.
Dziś doszło coś koło 350km do przebiegu.

Dzień 5.
Ostatni dzień wyjazdu Paweł zaczyna od naprawiania świateł i feralnej kostki. Zajmuje mu to około 1.5h. Ja wstaje powoli, odpalam owsiankę i czekam na rezultaty pracy kolegi. W razie czego miałem w zanadrzu plan B - przeinstalowanie moich świateł do jazdy dziennej do motocykla kolegi. Światła pozwoliłyby na powrót do kraju. Paweł naprawił usterkę. Pakowanie manatków, zdanie klucza i w drogę.
Tu już wieje nudą, dojazdówki, drogi krajowe, nic specjalnego. Śpimy po czeskiej stronie. Duszno, przyszła burza, potem pogoda się zepsuła. Na morale zostaje wizyta w pizzerii.

Dystans: +/- 350km







Dzień 6.

Cel na dziś do odstawienie kolegi na festiwal "Brutal Assault" i dojazd do domu.
Po wjechaniu do Polski, postanowiłem pojechać do Nysy, żeby poszukać Sandzaji, Króla Lechii, jednak dobrze ukrył się na działce. W Niemodlinie wjeżdżam na autostradę A4 i o 18:31 melduję się na Kuźnicy, gdzie czekała na mnie Rodzina.

Zmęczony, ale zadowolony wróciłem z kolejnej wycieczki.
Gdzie mnie poniesie następnym razem? Zobaczymy!







wtorek, 4 czerwca 2019

Bieszczady 2019.

Nigdy nie byłem w Bieszczadach.
Mam 31 lat, z Krakowa jedzie sie tam +/- 3godziny, a moja stopa nigdy tam nie postała.


Ostatnimi czasu dużo przebywam w delegacji, jeźdżę samochodem, koleją, latam, niepotrzebne skreślić. Kilometr do kilometra i nagle okazuje się, że kilka razy mógłbym już objechać równik.
Podróże służbowe charakteryzuje inny rodzaj poznawania świata niż podróże wakacyjne - służbowo bowiem więcej zwiedza się biur, z minimalnym naciskiem na krajoznawczy aspekt turystyki.


Wróciłem właśnie z UK, zbliżał się weekend i zamiast spokojnie odpoczywać postanowiłem że z dobrze juz znanym kolegą Pawłem udać się w Bieszczady do Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej w Czarnej. Miejsce kultowe, ale dla mnie dziewicze.
Mój F800GS zastrajkował - dopadła go trudnodiagnozowalna usterka silnika. Postanowiłem więc skorzystać z możłiwości wypożyczenia sprzętu w BMW Dobrzański. Przejrzałem ofertę i podjechałem do salonu ustalic szczegóły.
Wybór padł na F850GSA, któy dopiero co wyjechał z fabryki.
Specyfikacja tu: KLIK



Po podpisaniu stosownych dokumentów, wpłąceniu zaliczki, instruktażu przez pracownika salonu dosiadłem Adwenczera. Następnego dnia około 0730 spotkałem się z moim moto kolegą Pawłem na stacji w Brzesku, skąd (tradycyjnie juz) ruszyliśmy w dalszą drogę. Następnie drogą 75na Nowy Sącz, potem do Gródka nad Dunajcem i E371 na Dukle.


 Polska wiosną ma niesamowity urok. Jeżeli tylko nie jesteś alergikiem, doceniasz kwitnącą rośłinność na każdym kroku. Dzień był wybitny na podróż, dobra temperatura, nie za ostre słońce, kilometry nawijały się na licznyk niemal "same".
Tuż przed dojazdem do BPM spotkało nas oberwanie chmury - 15minut deszczu i gradu wystaczyło, żebym nie musiał brać przysznica ;-)
Pamiętajcie, odzież przeciwdeszczowa działa jedynie wtedy, gdy odpowiednio wcześnie ją ubierzecie. W innych przypadkach jest bezużyteczna.



Przemoczeni ale zadowoleni zajęliśmy drewutnie, czekaliśmy na przejscie chmury bo wypadało cos zjeśc. Bliżej wieczora BPM zapełniała się gośćmi. Razem zasiedlismy do wieczerzy, żartom i opowieściom nie było końca.

Nastepnego dnia kontynuowaliśmy trasę Wielką Pętlą Bieszczadzką. Niezłe widoki, malowniczość i średni stopień zaawansowania w zupełności mnie wystarczał. podsumowaniem dnia był posiłek w MotoMyczkach - miejscu przyjaznym motocyklistom. Na trasie powrotnej znów spotkała nas nawałnica. Autostrada zamieniła się dosłownie w rzeke. Były momenty strachu, ale w szczycie nawałnicy zatrzymaliśmy się, by przeczekać burzę pod mostem. Woźcie ze zoba zółte kamizelki -  w takich trudnych warunkach, gdy trzeba jechać, bardzo się przydają i poprawiają widoczność.



Po wyjechaniu na A4 zaczeło się przejaśniać, po ciezkiej ulewie, nastąpiła jazda w ciężkim słońcu. Zadzwiające jak pogoda w PL moze się szybko zmieniać. Motomyczki, Szybowisko, pare punktów widokowych, Polańczyk i jazda wzdłóż Soliny i lądujący bocian tuż koło mnie na drodze  - to główne atrakcje 2 dnia jazdy.


Szybkie podsumowanie BMW F850GSA:

- nie zauważyłem
+ przycisk SOS (kontakt z koordynatorem na wypadek awarii, lub w razie wykrycia upadku/ wypadku centrum koordynujace wysyła służby na miejsce). Po jeździe w deszczu wyskakiwał błąd SOS. Noi działa tylko w zasięgu sieci GSM. Planujesz Kazachstan, czy Pamir - daruj sobie ten gadżet.
+ Quickshifter (pierwszy raz z tym jeździłęm, no bajka)
+ spalanie 4.7l/100km (poza autostradą, tam spalanie rosło, ale dalej do akceptowalnych danych)
+ duzy bak = duzy zasięg
+ wysoka kultura pracy silnika, fajny "dół" (coś, czego nie mam na codzień w f800gs)
+ujemny - ilość elektroniki. Mnie wystarczają podstawy. Osobiście uważam, ze w F850GSA jest rego za dużo, a pokrętło do sterowania danymi na wyswietlacu TFT to pewie bedzie pierwsza rzecz, która się tam będzie "pieprzyć"
+ niepozorna, regulowana w dwóch płaszczynach szyba - świetnie chroniła od wiatru, owadów i deszczu. Bardzo przemyślana rzecz na długie przeloty autostradowe



  • Tempomat - nie używałem, ale był.
  • Fajny kolor
  • Dobry design
  • Szeroki - bardzo przypomina R1200GS (tylko nie odstają "cycki")


Podsumowanie wypożyczenia:
  • Kaucja 2000zł
  • Wypożyczenie moto: 890zł
  • Limit km: 500 (weekend)
  • Dopłąta z km: 370zł
  • podsumowując: dobry limit, ale cena za wynajem wysoka. Jednak dzięki temu możemy pojeździc nowym motocyklem i sprawdzic go w trasie. Standardowe wypozyczalnia dają około 150km limitu dziennego, wiec 500 na weekend powinno większości znas wystarczyć.
Nawinęliśmy w  weekend około 700km, byłem swiadomy dopłaty, a koszt wypożyczenia był zaplanowany w budżecie - zatem jakoś specjalnie tego nie odczułem.


Sama procedura zdania motocykla, zwrotu kaucji itp bez większych zarzutów, wiec szczerze polecam BMW Dobrzański. Pełna oferta wynajmu po klikniećiu w link do salonu.


Biorąc jednak pod uwagę stres z posiadania między nogami nie swojej maszyny, ryzyka wynikajacego z niskiej znajomosci nowego sprzętu i różnych innych sytuacji życiowych (typu: przekroczenie interwalu serwisowego, kolizja, paciak +zniszczenia) dochodze do wniosku, ze warto w takie trasy jak ta po Bieszczadach jechać swoim własnym sprzętem. Nie mogę się doczekać, kiedy F800GS wróci do mnie od Dr. Johana ;-)
trzymajcie kciuki!
Pozdrawiam

Ps. Może Ci sie zdawac, ze to post sponsorowany. Wydaje Ci sie.