Dzień przed wyjazdem że Stambułu przegadaliśmy taktykę i postanowiliśmy wstać z rana i objechać azjatycką stronę przed porannym szczytem komunikacyjnym. Już spakowani i załadowani. Później mieliśmy się kierować na północ do Bułgarii.
Budzik nastawiony, można iść spać.
4:20. Budzik. Chciałem nagrać jeszcze na kamerze cała poranna modlitwę muzułmańską, stąd wychyliłem się przed szereg i wstałem przed slonsło.
Kamera włączona, jetboil odpalony, robimy jakieś kanapki na autopilocie, bo mózg jeszcze śpi.
Kawa gotowa, modlitwa rozbrzmiewa na cały Stambuł. Siedzimy w półmroku na balkonie i sluchamy. Wrażenie jest piorunujące.
Wymeldowanie, spacer z tobołami po maszyny. W nocy na ulicach Stambułu rządzą psy. Minęliśmy ich kilka. Były przyjazne, ale targała mną pewna pewn niepewności jak się zachowają.
W wyrafinowany sposób otwieramy nasz strzeżony parking (podniesienie nóżki od bramy do góry, dwa kocie ruchy, brama pokonana (w mniej niż 30sek.). Sprzęty na miejscu. Fajnie. Jest na czym wracać, to już duży sukces. Montujemy się, nie ukrywam, że sakwy (chociaż mają fajne rozwiązania) montuje dłuższą chwilę. To samo żeglarski worek, bez fajnych uchwytów do mocowania na płycie - trzeba się pogimnastykować, żeby leżał pewnie i się nie przesuwał.
Okolice 5:00, a że mnie za sprawą mocowania bagażu już się leje.
Wyjeżdżamy stromym zjazdem, potem na obwodnicę i kierowanie się na tunel pod Bosforem. Na stacji "tankmaster" podchodzi i wręcza numerek, zabierając się za tankowanie 95'tki do GS.
Podchodzę do kasy, chce płacić, numerek gdzieś wsiąkło. Dogadałem się na migi znogi z kasjerem, zapłaciłem, idę do fury, a tu brak kluczyków. Spina. Śpię na stojąco. Wracam biegiem na stację, bo kompan Paweł wydaje się zniecierpliwiony. "Tankmaster" wychodzi mi na przeciw i wręcza klucze zostawione na blacie kasy. Odpalam, jedziemy dalej. Gubimy trasę, nawijka, już witamy się z tunelem, a tam zakaz jazdy dla Moto. Szybka korekta trasy i jedziemy już na pierwszy most.
Tu objeżdżamy Azje bardzo krótka pętla. Kręciłem ten moment kamera, ale po przejrzeniu podglądu od razu skasowałem, bo nie sprawdziłem kąta nagrywania. Kręciłem cały czas obraz atrapy baku i kokpitu. To miał być najważniejszy film przejazdu. Brak filmu to pryszcz przy tym co się wydarzyło.
Po przejechaniu mostu z Azji do Europy poczułem spełnienie - misja zakończona sukcesem.
Jest przed 06:00 a na ulicach zaczyna się dość umiarkowany ruch. Wyjeżdżamy na obwodnicę i kierujemy się w stronę granicy z Bułgarią. Za miastem mamy postój na śniadanie, zamówiłem jakaś lokalną wersję jajecznicy na ostro i kawę.
Tu wyszła na jaw tajemnica pucybuta, a raczej jego klątwa. W oczekiwaniu na śniadanie miałem szybki sprint do toalety. Niepokoj z tym związany odczuwałem już przed wyjściem z hotelu, ale myslalem że to kwestia porannego metabolizmu. Od tamtej pory regularnie co 2h miałem perturbacje żołądkowe. To pewnie za sprawą obrażonego pucybuta, który wyłudził z nas kasę i rzucił klątwę, po tym jak nie dostal jej całej. Druga opcja skąd wziela się klątwa Sultana to kwestia Balik Ekmek - ryba w bułce. Była średniego smaku. Być może i jej przyrządzanie odbyło się z pominieciem elementarnych zasad higieny.
Taką historia ze sraczka - nazwijmy rzeczy po imieniu - jest niepoprawna i niemedialna. Więc czemu o tym piszę? Ano dlatego, żebyś jadąc tam motocyklem, autem, czy lecąc samolotem byl/-a na to gotowy, że jednak kwestia innej flory bakteryjnej w krajach bliskiego wschodu zaczyna odgrywać już duże znaczenie i może wpłynąć na wrażenia z wyjazdu.
Jazdą w takich warunkach jest gorsza od prowadzenia motocykla w grubym deszczu, czy mgle. Zero komfortu, mózg zajęty analiza stanu zdrowia i odwodnienie - najgorszy wróg.
Dzień zaczął się dziwnie, wręcz źle. Mało tych pozytywów, poza przejazdem mostem nad Bosforem - pomyślałem.
Omówiłem temat z Pawłem i szybko sięgnąłem po apteczkę w torbie na gmole. Stamtąd wyjąłem "srakostop", który jechał że mną od Krakowa.
W aptece polecono mi kupić Nifuroksazyd 200, gdyż działa poprzez hamowanie bakterii gram + i gram - odpowiedzialnych za wrażenia kibelkowe, nie niszczy naturalnej flory i jest dużo skuteczniejszy od preparatu Stoperan. Zaufałem i nie przejechałem się na tym. Dawkowanie doroslych: 800mg /doba w 2-4 porcjach.
Po dwóch aplikacjach po śniadaniu i na granicy zacząłem czuć się lepiej. Bakterie widać nie zdarzyły się mocno rozwinąć, bo pod wieczór już nie odczuwałem dyskomfortu i kłopotów żołądkowych. Jak to ma być lokowanie produktu i zaraz oburzeni odejdziecie czytać konkurencję - spoko, płakać nie będę. Nifro zaś stało się moim żelaznym składnikiem udanej podróży.
Przed wyjazdem z Turcji, przed granicą zamieniliśmy się sprzętami. Ja wrocilem do Vstrom, a Paweł pierwszy raz siedział na f800gs. Wrażenia miał pozytywne, bo to Moto "zapraszające do zabawy". Nawet ze starą kanapa (deska drewniana przy niej to szczyt luksusu) jeździło się bardzo przewidywalnie.
Granice przekraczamy w Dereköy - Malko Tarnovo. Małe przejście graniczne charakteryzujące się dużą ilością wojska po stronie tureckiej (machanie karabinami i wojenne okrzyki to standard). Po bułgarskiej spokój, ale granica widocznie bardziej zaniedbana. Turecki granicznik znudzony wyraznie zyciem nie ostemplowal mi paszportu, wiec miałem gratisowy bieg miedzy okienkami na pozegnanie tego interesującego arabskiego kraju, aby uzupełnić brakujące klocki w biurokratycznej układance. W Bułgarii czuc bylo od poczatku swojski klimat, szybki przejazd z ominieciem kolejki dla samochodow na granicy za sprawa jednego gestu granicznika bulgarskiego utwierdzil mnie w przekonaniu, że już jesteśmy w Shengen. Droga E87 - bardzo przyjemna. Kręte odcinki górskie w okolicy przejścia dawały radość. W międzyczasie postój, uzupełnienie wody z elektrolitami i dalszą jazdą w kierunku wybrzeża bulgarskiego. Kierunek Obzor.
Około 12:00 stajemy nad morzem w okolicach Sozopolu (sorry za brak detalu, mój telefon z zapisana cała trasa padł, nie mogę odtworzyć dokładnych miejsc - popracuje nad tym). Obaj jesteśmy zmęczeni, bierzemy ręczniki, przebieramy się, lokujemy na pufkach i przy butelce Pepsi. Najpierw zażywamy kapieli w morzu, a potem zwyczajnie urywa nam się film na jakieś 30-60min. Obsługa wygoniła nas po przebudzeniu, ale szła chmura burzowa. Na jedno wyszło, tak czy siak trzeba było się zbierać. Głodni zalogowalismy się w karczmie niedaleko plaży, dosłownie na kilka minut przed burzą z ulewnym deszczem. Ten dzień był dla mnie "szczęśliwy" - do dopełnienia radości strzelił mi zamek w bucie. Do Polski wracałem z szarą taśma MCGivera owinięta wokół kostki. ;-)
W Obzorze śpimy na campingu "Zora". Klimatyczny, zadbany, dużo zieleni. Wg Pawła - drogi - jakieś 10€ z tego co pamiętam. Blisko marketu czynnego dość długo i niedaleko plaży. Po rozbiciu namiotów zrobiliśmy grilla, a raczej skorzystaliśmy z paleniska u sąsiada. Kiełbasa i piwo to jest to czego było nam trzeba. Po zemście pucybuta nie było śladu. Potem w markecie kupiliśmy bułgarskie wino, które wypiliśmy nad morzem po kąpieli. Romantico 100%. Zmęczeni zasnęliśmy szybko, chociaż goniące długo po kampingu dzieci nie ulatwialy tego zadania. Klik do Camping Zora Obzor Bulgaria tutaj.
Dobrze realizowane założenia taktyczne i dyscyplina pozwoliły nam zyskać dużo czasu. Planujemy się wyspać i następnego dnia wyruszyć spokojnie do Rumunii.
Kolejny wpis będzie o Karpatach Rumuńskich. Nie możesz go ominąć!
Ps. Dystans pokonany to +/- 350km. Najmniejszy przebieg dobowy wyjazdu.
Matko Bosko, tylko przeżyć, że masakra :D Najgorsza, bezapelacyjnie sraczka. A niestety ujeżdżanie moto na siodle w tym nie pomaga...
OdpowiedzUsuń