środa, 21 listopada 2018

DN7C

Jak zwykle - pobudka o 07:00, Paweł był już w połowie zwijania noclegu w postaci namiotu, ale to ranny ptaszek, często wstaje około 04:30.
Słońce jeszcze nie wychyliło się zza gór, ale było dość jasno. Nastawiłem wode na kawe i pyuszną owsiankę i w międzyczasie zabrałem się za składanie namiotu.

Nikomu się nie spieszyło, także po śniadaniu wyruszyliśmy okolo 08:30-09:00 na Drogę Transfogorską.

Pokonywanie kretej trasy nie mogło pójść bardzo szybko. Droga DN7C jest trasą widokową, zatem grzechem jest nie zatrzymać się na chwilę, spojrzeć na uroki górzystego krajobrazu tej części Rumunii.
W przewodnikach i innych blogach autorzy narzekają niekiedy na jakość trasy. Przyznaje, asfalt miejscami posiada braki, ale jeżdżąc polskimi bocznymi drogami nie poczułem się jakoś szczególnie źle.

Na szczycie Drogi Transfogorskiej znajdują się tradycyjnie "Krupówki" - bazar różności, sery, skóry, cepelia, gastronomia. Znajdziemy tam kapliczkę z ołtarzem polowym, "kolejkę alpejską" jako atrakcję widokową, pensjonat z noclegami.

 Czułem się tam troszke jak w Morskim Oku, gdyż na samym środku szczytu przelęczy znajduje się oczko wodne.

Jeden z wyjeżdzających motocyklistów przekazał, że tego dnia na przełęczy odbędzie się wyścig w stylu "Tour De Pologne" i niebawem droga zostanie zamknięta.

 Postanowilismy zjechać na dół i kontynuować trasę w kierunku Węgier. Oczywiście bez utrudnień się nie obyło, ale przynajmniej zobaczylismy grupę CCC w akcji.

Po nużącej przejażdżce węgierskimi drogami zawitaliśmy do Thermal Camping Hajduszoboszlo
W cenie campingu można skorzystać z aktakcji parku wodnego.
Wieczór spędziliśmy na odkrywanu atrakcji pośrodku węgierskiej puszty i konsumowaniu lokalnego "mięsa z kebabu" do melodii "Zono moja" w wykonaniu restauracyjnych grajków. To trzeba przeżyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz